piątek, 25 czerwca 2010

Słów kilka o muzyce filmowej

Myślisz że w dobie elektroniki, internetu i w nastawionym na konsumpcję społeczeństwie, można znaleźć coś, co mimo wszystko od lat wciąż trzyma się na wysokim poziomie i nic nie zwiastuje, że może upaść? Owszem jest w sztuce dziedzina, która przez przeciętnego zjadacza chleba nierzadko bywa zupełnie pomijana, a jednak tak naprawdę nie wyobrażamy sobie bez niej np. sztuki filmowej. O czym zatem mówimy?
O sztuce tworzenia filmowej ścieżki dźwiękowej. Zawdzięczamy jej to, że oglądane przez nas obrazy przyswajane są nam za pomocą dźwięków, które często chowają się gdzieś w zakamarkach naszej pamięci, by po latach wspomnieć kilka nutek z ulubionego filmu. Czasem kojarzą się nam z istotnymi wydarzeniami z naszego życia, bo tak naprawdę każdy z nas posiada w głowie swój własny soundtrack.

Już po II wojnie światowej przyjęło się, że najważniejszym twórcą w kinie jest reżyser i to jemu przysługuje zaszczytne miano autora danego dzieła. Dalej usytuować można resztę ekipy, która współtworzy obraz; aktorzy, scenarzyści, operatorzy, dźwiękowcy etc. Wylansowane przez krytyków hasło z lat 50. które głosi że ''nie ma dzieł, są tylko autorzy'' zdaje się być aktualne i dziś. Dlaczego zatem mimo tak ważnego aspektu w filmie jakim jest muzyka, o twórcach tej strony dzieł wiemy tak mało, nie widzimy ich nazwisk na plakatach, w recenzja wspomina się raczej o ''interesującej ścieżce dźwiękowej''? Pisząc o tym nie można też oczywiście popadać w skrajność, bo kompozytorzy filmowi doceniani są. Istnieje kilka nazwisk, które skojarzyć może przeciętny widz. Czy jednak często zdarza nam się kupować bądź pożyczać płyty z muzyką filmową? Raczej nie często.

Skoro wychodząc z założenia, że soundtracki nie budzą wśród przeciętnych widzów tylu emocji co ''zwykła'' muzyka, dlaczego poziom ścieżek dźwiękowych do obrazów filmowych jest tak dobry? Tak naprawdę jest to kwestia zależna od poziomu samej kinematografii. Bo wbrew pozorom i powszechnemu mniemaniu, że i kino dotknął kryzys, świat filmu trzyma się dobrze, a nawet bardzo dobrze. I nie mam tu na myśli tylko wysokobudżetowych obrazów skierowanych głównie na rozrywkę. Awangarda żyje pełną piersią, a wraz z nią dobrze prosperujący kompozytorzy, którzy mogą przebierać w filmowych dziełach co nie miara. Poza tym z doświadczenia wiemy też, że hollywoodzki hit nie musi być kiczem. Nawet najgorszym pod względem aktorskim czy fabułowo filmie, możemy znaleźć taką perełkę jak dobra ścieżka dźwiękowa. Niestety bardzo często bywa tak, że to, co dobre zbiera żniwa filmu i idzie na dno razem z nim. Dobrym tego przykładem jest choćby mocno kulejąca adaptacja książek Rowling o Harrym Potterze, której za to stworzona przez amerykańskiego kompozytora Johna Williamsa ścieżka dźwiękowa do filmu, wynosi go na wyższy piedestał. Nie ma się zresztą to co dziwić bo Williams to dziś marka na skalę światową i choć obdarzył swoimi muzycznymi dziełami już ponad 400 filmów, żaden reżyser czy producent nie odrzucił jego pracy. Nazwisk takich muzycznych gigantów można by mnożyć bo pisząc o muzyce filmowej nie można przecież pominąć Ennio Moriconne, Hansa Zimmera, Danny`ego Elfmana, Jamesa Hornera czy chociażby naszego rodzimego laureata Oscara – Janusza A. P. Kaczmarka.
Zdarza się i tak, że niektóre soundtracki są nie tylko docenianymi dziełami wśród znawców dziedziny, ale także wśród widzów. Przykładem tego jest chociażby jedna z najlepiej sprzedających się ścieżek dźwiękowych do filmu ''The Bodyguard'', która w latach 90. była też najszybciej kupowanym krążkiem. Kolejnym, tym razem już mniej rozrywkowym sporem nadal odnoszącym duże sukcesy okazał się score do ''Gladiatora'', którego twórcą był niemiecki mistrz – Hans Zimmer.

Olbrzymi sukces tej ścieżki pokazał w jak subtelny i doskonały sposób na jednym krążku można zmieścić delikatne brzmienie kobiecego wokalu i potężną zapierającą dech w piersi orkiestrę. Do dziś krążek uznawany jest za jeden z najlepszych, z którego pokolenia przez długi czas będą brać przykład jak tworzyć muzykę filmową.
Mimo wszystko i tak bardzo wiele zależy od inwencji reżysera, który już po zatrudnieniu kompozytora może nagle… z jego pracy zrezygnować. Często bywa tak, że dobór kompozytora jest kwestią przypadku albo i sprawą ściśle związaną z finansami, co niestety mocno ogranicza artystyczne możliwości obrazu. Byli w historii kina i tacy reżyserzy, którzy do każdego swojego obrazu skrupulatnie dobierali muzykę. Doskonałym tego przykładem jest amerykański reżyser, scenarzysta, producent i montażysta zarazem - Stanley Kubrick. Z niezwykłą dbałością przyglądał się pracy kompozytorów, zawsze tworząc nowe, przeznaczone specjalnie do jego dzieł, ścieżki dźwiękowe. Czego piorunujące efekty możemy podziwiać oglądając jego filmy.
Czy jednak nowe pokolenie kompozytorów przyniesie nam równie wspaniałe dzieła muzyczne? Wiele wskazuje na to, że tak. Jednym z dobrze zapowiadających się twórców muzyki filmowej jest Klaus Badelt, który dzięki sporowi do ‘’Piratów z Karaibów’’ pokazał, że stać go na coś więcej niż tylko współpraca ze swoim ziomkiem, Hansem Zimmerem. Poza tym – mamy jeszcze na świecie mrowie dobrych kompozytorów, od których ci nieco młodsi mogą się wiele nauczyć. I co ciekawe i godne uwagi – uczą się, tworząc muzyczną historię kina.

1 komentarz:

  1. bardzo duzo komentarzy tutaj
    ale coz co sie dziwic
    nie kazdy jest lubiany

    OdpowiedzUsuń