czwartek, 18 listopada 2010

Tricky nadchodzi z ''Mixed Race''





Tego pana fanom muzyki elektroniczej przedstawiać nie trzeba. I może i nie tylko im. Bo Tricky to już człowiek legenda, którego ponad 15-letnia kariera solowa daje nam twarde dowody na to, jak niepowtarzalnym jest artystą.


Muzyczny eklektyzm, jakim charakteryzuje się nowa płyta Trickyego ''Mixed Race'', przysłużyła się, wcześniej twardo stojącemu przy trip-hopie Brytyjczykowi. Choć fani artysty mają pretensje, że muzyk na dobre odszedł od korzeni, po przesłuchaniu całego krążka ma się wrażenie, że Tricky wciąż jednak powraca do brzmień za czasów ''Maxinquaye'' - a może przede wszystkim do niezwykle popularnej poprzedniczki ''Mixed Race'', ''Knowle West Boy'', która mimo dwóch lat istnienia na rynku muzycznym, wciąż cieszy się uznaniem słuchaczy i krytyków.

Nowa płyta znowu zaskoczyła – Tricky po raz kolejny udowodnił, że nie boi się mieszania stylów, które pozornie mogą do siebie w ogóle nie pasować. Brytyjczyk z lekkością sięga po jazz, bluesa czy gangsterskie bity rodem z utworów 2 Paca.

Wbrew pozorom, mimo stylistycznej niespójności, album łączy charakterystyczne dla Trickyego niepokojące brzmienie, które pozwala słuchaczowi przymknąć oko na eklektyczność ''Mixed Race''. Dlatego łatwo jest oddać się czarowi krążka. bujając się przy niemal wyszeptywanym śpiewie, genialnie wkomponowanym w swingujące trąbki czy skrzypce. Niespodzianką może być utwór ''Hakim'' - zaśpiewany po arabsku przez Hakima Hamadouche - którego nieco orientalne brzmienie, choć nie pasuje do stylu Trickyego, wyszło zaskakującą dobrze. Zdecydowanie najsłabszym punktem całego krążka jest aż nader klubowa kompozycja ''Time to dance'', jednak Tricky szybko nadrabia ten skok w bok ostatnimi kawałkami, a w szczególności kończącym płytę ''Bristol to London''.

Artysta na pożegnanie serwuje słuchaczowi mocny, wręcz gangsterski bit, który pozostawia w nas jedynie niedosyt. To właśnie wtedy najbardziej odczuwamy to, jak krótka jest ''Mixed Race''. Twórczość muzyka pokazuje jednak, że każdy kolejny krążek to, poza poczuciem dobrze spędzonego czasu, oczekiwanie na następną płytę. Tricky to profesjonalista z krwi i kości, a przede wszystkim wszechstronny twórca, który wie, co robi. Jego otwartość na eksperymenty w muzyce zadziwia i winna być wzorem dla wszystkich tych, którzy jeszcze wahają się czy aby na pewno warto zaryzykować. Szczególnie w trip-hopie. A Tricky, jako niekwestionowany ojciec tego gatunku muzyki, jest idealnym wzorem do czerpania inspiracji jak i naśladowania.

1 komentarz:

  1. witam. czy jest Pani zainteresowana wymianą linków? zapraszam - www.damianzawil.blox.pl

    pozdr. Damian Z.

    OdpowiedzUsuń