niedziela, 11 marca 2012
Wracając na Titanica
"Panowie, granie z Wami było dla mnie wielkim zaszczytem" - tymi słowami kończy się muzyczna podróż orkiestry pokładowej Titanica w filmowej wizji Camerona, która zachwyca widzów już od 15 lat. Jubileusz ten zbiega się z setną rocznicą zatonięcia legendarnego transatlantyku, którego szczątki po dzień dzień spoczywają na dnie oceanu. Dlatego milenijne wydanie płyty ze ścieżką dźwiękową stworzoną przez Jamesa Hornera nie powinno nikogo zdziwić. Ani też zasmucić.
Reedycja w podstawowej wersji składa się z dwóch płyt, z których jedna to zremastrowana ścieżka dźwiękowa z 1997 roku, a druga to utwory zagrane przez band I Salonisti, który w filmie pojawił się właśnie jako wspomniany przeze mnie na początku zespół muzyczny. Ciakowstką i smaczkiem jest tu fakt, iż grane przez I Salonisti kompozycje pochodzą wprost z głębin prawdziwego liniowca - Horner sam sprawdził jakie utwory grane były na Titanicu i poprosił filmową orkiestrę by odegrała je na swój sposób.
Czteropłytowy box jaki proponuje Sony Music Polska to już prawdziwy rarytas - poza wspomnianymi wyżej albumami znajdziemy w nim także płytę z muzyką jakiej słuchano na początku XX wieku oraz zremastrowany score "Back To Titanic".
Wracając jednak do muzyki Hornera - trudno znaleźć bardziej kontrowersyjny soundtrack, zważając na ogromną popularność filmu jaką cieszy się po dziś dzień. Score kompozytora ma na swoim koncie tyle krytycznych opinii i niepochlebnych recenzji, że aż trudno uwierzyć, iż to właśnie z niego pochodzi przecież jeden z najbardziej charakterystycznych tematów filmowych w dziejach kina.
Trudno nam sobie wyobrazić "Titanica" bez otwierającej i zamykającej go melodii, którą nuci Sissel Kyrkjebo czy nieco bardziej znanej piosenki ''My heart will go one'' śpiewanej przez Celine Dion. Dla wielu, pojawiający się w prawie każdym utworze temat jest paskudną manierą i brakiem pomysłu, dla innych zaś jest przede wszystkim wynikiem konsekwencji i przemyślanej koncepcji oddającej piękno historii pokazanej w filmie. Jakoż, iż sama jestem absolutnie oczarowana i zafascynowana soundtrackiem do "Titanica" trudno jest mi pojąć ataki na ten score. Przyznam, iż eksperymenty kompozytora z elektroniką czy brak pomysłu na zagodosparowanie przestrzeni muzycznej uznam po części za słuszne. Nie są to jednak powody, które sprawiłyby, iż odrzuciłam był ten soundtrack w całości jako nie warty mojej uwagi. Z filmem jak i bez doskonale oddaje klimat historii nie tylko tej jaką pokazał na Cameron w swoim filmie, ale także tej jaką pokazało nam życie 100 lat temu. Muzyka z "Titanica" jest pełna wyśmienitych momentów, nie bazujących jedynie na temacie, jak choćby ''An Ocean of Memories'' czy początek "Never an Absolution".
Licytacje na utwory na nic tu się jednak zdadzą. Tego scora nie trzeba lubić, ale warto go przede wszystkim znać, bo podobnie jak dzieło Camerona odcisnął swoje piętno na muzyce filmowej, które ma charakter nie tylko komerycjny, ale i artystyczny. Parafrazując słowa skrzypka
I Salonisti: proszę Państwa, było dla mnie wielkim szazczytem posłuchać tej muzyki raz jeszcze.
Etykiety:
film,
James Cameron,
James Horner,
muzyka filmowa,
Titanic
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz