środa, 30 maja 2012

Fuka wciąż Lata. Recenzja albumu "Saturn Melancholia"

Interesujące debiuty można podzielić na dwie kategorie. Są to mianowicie artyści, których muzyka nas zachwyca, bo przywodzi nam na myśl miłe skojarzenia z innymi artystami, których lubimy i cenimy. Na scenie pojawiają się także od czasu do czasu debiutanci, których twórczość nie tylko wywołuje w nas zachwyt, ale i konsternację, bo słuchając ich muzyki nie mamy pojęcia jak ją zaszufladkować.

I nie chodzi tu wcale o często tragiczne w skutkach przyklejenie łatki, ale zwyczajne przybliżenie publiczności gatunku z jakim ma się do czynienia. Muzyka Fuka Lata nie pozwala krytykowi bawić się w intelektualistę i twórcę nowych gatunków muzycznych. ''Saturn Melancholia'' to płyta wyłamująca się wszelkim konwencjom. Nie ma w niej co prawda drastycznych zwrotów akcji, ale nie w tym tkwi jej siła. Stopniowo i niezwykle konsekwentnie budowany klimat to zdecydowanie najlepsza wizytówka tego albumu. Słuchacz od pierwszego dźwięku wprowadzony zostaje w świat jakiego na jawie nie jest mu dane zaznać – rzęsista elektronika przesycona osobliwymi dźwiękami daje w rezultacie nietuzinkowy efekt.

Pierwszy odsłuch tego krążka skołował mnie do tego stopnia, że dopiero po jakimś czasie zdałam sobie sprawę, że przy ''Ribbon of Red'' słyszę pięknie przygrywający flet, a w ''Flying Fuka'' śpiew ptaków. Dźwięki te fascynują do tego stopnia, że z wielkim oporem powstrzymujemy się przed wciśnięciem replay i przysłuchaniem się im jeszcze raz. Co jest jednak w stanie powstrzymać nas przed zatrzymaniem się w gąszczu tej muzyki i odlotem w jej dalsze zakątki? Chyba raczej nic. Absolutnym tripem będącym jednocześnie wisienką na tym muzycznym torcie jest głos LeeDVD – niepokojący, somnambuliczny momentami mroczny i odurzający niczym narkotyk.

Jeżeli oczami wyobraźni przeniesiesz się z tą muzyką na jakąś bezludną wyspę, religijny rytuał bądź inne dziwne tylko tobie znane miejsce, to wiedz, że nie jesteś sam. Fuka Lata swoją ''Saturn Melancholia'' porywa i to z całą mocą. Czy może znużyć? Trudno powiedzieć osobie, która wciąż ma spory apetyt na te utwory. A szczególnie na usłyszenie tego materiału na żywo i przekonanie się czy warszawski duet LeeDVD i Mito Day potrafi także w bezpośrednim ''starciu'' ze słuchaczem wyjść równie fascynująco jak na krążku. Zobacz teledysk do utworu "Life":   Recenzja została opublikowana na portalu Muzyczna Srefa, z którym obecnie współpracuję. Zobacz recenzję pod TYM linkiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz