''Nie zmieniłabym ani jednego dnia, ani jednego wydarzenia i ani jednej decyzji'' - mówi polska wokalistka Pati Yang. Artystka, która lada dzień wyda czwarty studyjny album ''Wires and Sparks'', opowiada o swojej nowym krążku i nie tylko...
Agnieszka Pawłowska: Wiara, nadzieja, furia. Czy te uczucia towarzyszą Pani dziś tak mocno jak przy powstawaniu ''Faith, Hope & Fury''?
Pati Yang: Niezmiennie. To nie tyle uczucia, co elementy napędu.
W piosence ''Near to God'' promującej nowy album śpiewa Pani, że jest Pani blisko Boga. Kim jest Bóg Pati Yang?
- Proszę wsłuchać się w słowa piosenki jeśli język nie jest przeszkodą. To piosenka o tym, czym jest seks. Moment ekstazy. On zbiera się do wyjścia do pracy, za oknem pogoda pod psem, a ona kładzie się na łóżku i przeciąga, prosi go żeby zadzwonił do biura i skłamał, że nie może przyjść do pracy. Zostańmy w domu, w łóżku, niech słońce rozpuści się jak gorące złoto. Zabierz mnie daleko stąd, poza granice strachu, blisko Boga...To także moment, w którym słyszysz świetny kawałek będąc w klubie. Moment, w którym wszyscy podnoszą ręce do góry i są jedną energią, pozwalając by beat i pokłady basów z głośników falowały przez ciała, a stopy same tańczyły. Kiedy powstał ten utwór nie sposób było zaaranżować go inaczej niż w formie dance'owej.
Prowadzi Pani koczowniczy tryb życia podróżując między Polską, USA i Wielką Brytanią, często mówi Pani też, że nigdzie nie czuje się jak w domu. Ale jakiś czas temu powiedziała Pani, że „medytacja ratuje mnie w momentach przenikliwej samotności, która jest wynikiem głębokiej nostalgii i tęsknoty za domem''. Więc jednak gdzieś jest jakieś miejsce, które jest Pani domem...
- Dom jest dla mnie miejscem, którego nie ma na żadnej mapie. Zawsze będę za nim tęsknić. Od 12 lat mieszkam na stałe w Londynie, czasem spędzając do kilku miesięcy poza nim. Niezmiennie jednak tutaj wracam, geograficznie jest moim punktem środkowym. Kulturalnie wciąż kipi, ma w sobie jednocześnie egocentryzm, harmonię i klasę, dobrze się tu czuje. Coraz częściej myślę jednak, by na stałe przenieść się za ocean.
Płyta ''Wires And Sparks'' powstała głównie w Polsce. Na Facebooku wyczytałam jednak, iż nie zamierza Pani długo zagrzać nad Wisłą. Co ciągnie Panią za ocean?
- Właśnie stamtąd wróciłam. Sercem jeszcze tam jestem. W Polsce byłam tylko na czas nagrań...i wylizać rany po życiowych burzach. Mam tu bliskich przyjaciół i rodzinę, cudownie było być wśród bliskich...Kiedy poczułam, że znów mam w sobie siłę, wyjechałam.
Wydaje się Pani sprawiać wrażanie zwolenniczki kosmopolityzmu i choć wiem, iż nie lubi Pani etykietek, ta zdaje się najbliżej określać Pati Yang. Skąd to poczucie bycia ''obywatelką świata''?
- Moja mama często wspomina słowa mojej wychowawczyni w szkole podstawowej. Tam gdzie Pati stawia krok, tam jest jej dom. Na ten moment. Ja generalnie jestem outsiderem. Pomimo że Polacy inaczej rozumieją słowo PUNK, jako ruch społeczny był on synonimem wolnomyślicielstwa, to słowo oznacza antysystemowość. Ja jestem przeciwniczką barier i systemów, w każdym znaczeniu. Uważam, że istnieją tylko po to, aby je zauważać i pokonywać. Są tak naprawdę narzędziami do rozwoju. To daje mi poczucie wolności, i przekonanie, że można wszystko, ze nie ma ograniczeń, poza ograniczeniami w nas samych.
Polacy chcieliby pewnie zatrzymać Panią dla siebie, bo jest Pani jedną z nielicznych polskich artystek osiągających sukcesu za granicą, pracujących z cenionymi na całym świecie twórcami. Jak Pani myśli dlaczego polskim artystom tak trudno wyjść za granice naszego kraju?
- Mówiłam to już wcześniej i powtórzę raz jeszcze, jako naród jesteśmy nacechowani kompletnie bezpodstawnymi kompleksami zrodzonymi z ograniczeń społecznych wywołanych poprzednim systemem politycznym. To jest niestety brzemię, które wciąż wydaje mi się żywe, pomimo że czas idzie do przodu. Nie ceni się oryginalności na skale światową, a jedynie na skalę Polski, biorąc na warsztat przetarte ścieżki zbyt dosłownie. Owszem, można składać hołd legendom i gatunkom muzycznym i używać ich jako odniesień, jako formy artystycznej, ale nie należy zatracać poczucia własnej indywidualności. Np. zagadką jest dla mnie, dlaczego komercyjne rozgłośnie nie grają mojej muzyki. Usłyszałam, że "prywatnie wszystkim się bardzo podoba". Wie Pani, kiedy prywatnie utwór spodobał się w BBC - natychmiast pojawili się ludzie mówiący: super, to trzeba puścić, promować, bo to ma jakość. I to wystarczyło. A tu dodatkowo mamy wątek polskiego artysty, który jakoś radzi sobie poza granicami kraju. Tutaj wszyscy czekają na kogoś innego aby podjął decyzje, czyli echa komunistycznego nie wychylania się przed szereg wciąż są żywe.
Wracając do płyty; wiemy, że tekstowo krążek będzie dość osobisty. Pani teksty zwykle
przepełnione są osobistymi refleksjami. A czego możemy spodziewać się pod względem brzmieniowym? Ku jakiej muzyce zmierza teraz Pati Yang?
- Joe Cross to niesłychanie zdolny muzyk. Zarówno jako instrumentalista jak i producent. Poza tym wychował się w Manchesterze, więc jego muzyczne korzenie i odniesienia są stamtąd. Brzmieniowo dążyliśmy do spotkania dwóch światów - jego wyobrażenia o Polsce, o żelaznej kurtynie, o czasach Heroes Davida Bowie i czasie który Eno spędził w DDR. O Joy Division, które oryginalnie nazywało się Warsaw. O fascynacjach i wyobrażeniu Europy Zachodniej i Europy Wschodniej. Kiedy Joe przyjechał do Warszawy tak naprawdę te wyobrażenia nie odbiegały od jego oczekiwań. Ja sama byłam dumna z miejsca z którego pochodzę. Tego, że z perspektywy obcokrajowca jest ono tak inspirujące, kosmopolityczne, świeże i na czasie. Potem ja pojechałam do Manchesteru i poczułam jak wibruje wieczne zalane deszczem, ciemne, północne miasto, z którego pochodzi tak wiele kapel, które uwielbiam. Nasze starcie/spotkanie światów, dualizm, czarne-białe, to motywy które ideowo przewijają się przez aranżacje na płycie.
Mówi Pani często o inspiracjach jakim jest obserwacja świata. A istnieją jacyś artyści, którzy mają wpływ na Pani muzykę, teksty?
- Szczerze mówiąc, piosenki przychodzą do mnie w najbardziej niespodziewanych momentach. Ostatnio napisałam coś w metrze na Manhattanie, na kolanie, na serwetce, bo tylko to miałam pod ręką... Potem ogarnia mnie poczucie wdzięczności, że pomysły wciąż napływają. Idea jest jak iskra. Potem trzeba ja ubrać, dokończyć, aż będzie gotowa do wzięcia na pełen warsztat. Ale zaczyna się zawsze od elementu "z kosmosu" w taki sposób piosenki zachowują szczerość. Nigdy nie rozumiałam i nie zrozumiem tego procesu , ale tez nie chce go analizować. Oczywiście, jest cała plejada ludzi, których podziwiam i szanuje. Ale myślę ze oni także piszą szczerze, z natchnienia. Odbiorcy nie da się oszukać, szczególnie jeśli to słuchacz inteligentny, a z tego co zauważyłam, mam inteligentnych, wrażliwych fanów.
Płyta ukaże się lada dzień, zbliża się też czas zaprezentowania utworów na żywo. Jakie emocje towarzyszą Pani przy takich wydarzeniach? Czy są tak samo silne jak zza czasów poprzednich albumów?
- Zawsze. Każda premiera jest jak ta pierwsza. Bo też każdy album jest pełen silnych wrażeń i wspomnień. Każdy utwór ma w sobie ten moment, tę pierwszą iskrę, i co za tym idzie, silne uczucia.
Powiedziała Pani, że ''Wires And Sparks'' to krążek zamykający trylogię, a to brzmi jak koniec pewnej epoki. Jak Pani ocenia z perspektywy czasu to co się wydarzyło w Pani życiu?
- Nie zmieniłabym ani jednego dnia, ani jednego wydarzenia i ani jednej decyzji. Czasem czuję, że płacę wysoką osobistą cenę za emocjonalny ciężar moich utworów, ale generalnie jestem zdania, że przeciwności losu są jak znaki na drodze. Każdy z nich to kolejna cenna lekcja. Zawsze pamiętam,że mam wrócić z mieczem w ręku, a nie na na tarczy. Teraz po prostu czuję, że rozpoczynam nowy etap w życiu. Po raz pierwszy czuję się w pełni dorosła, pomimo że bardzo wcześnie postanowiłam być samodzielna, w sumie 16 lat temu. Człowiek nabiera dystansu kiedy dużo przeszedł. Przestaje panikować. Jako małolat, choćby nie wiem jak świadomy, żyjesz trochę na ślepo. Potem jest faza kiedy ma się oczy szeroko zamknięte... I kilka razy wydaje się, że się budzisz, ale jednak jest to przebudzenie z jednego snu w następny. Teraz to widzę. Przez otwarte oczy do duszy wpada więcej światła.
Gdzie teraz jest Pati Yang?
- Londyn. Zaraz wpadam do Warszawy. Potem znów NY. A potem... Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz